wtorek, 25 sierpnia 2009

Papierowa inkarnacja

Kiedy trzymam w rękach wydruk tego, co parę dni, tygodni czy miesięcy temu pisałam na laptopie, za każdym razem towarzyszy mi uczucie zdziwienia mieszanego ze szczęściem. Wcześniej przemykało to przez dżunglę danych jak niejasny duch, teraz trzymam to fizycznie w rękach, a moja reakcja jest zawsze taka sama: Szybko przeczytać, co ja tam właściwie napisałam, skontrolować siebie, jak gdybym nie do końca ufała temu, co niezliczoną ilość razy przeczytałam już na ekranie.

W tym momencie następuje więc przejście formy pisanej w zmaterializowaną. Wydaje się wtedy, że nawet treść napisanego tekstu przechodzi do innego wcielenia – to, co zamieniło się w papier czytam przeważnie ze znacznie większym krytycyzmem. Papier jako konieczny wymóg, jedynie słuszna forma. Czasami rzeczywiście wydaje mi się, że to, co wyrzuca z siebie drukarka to nie dokładnie to samo, co skrzętnie wpisywałam do komputera. Kilka dni temu mówiłam o ciele piszącego, czas zatem na rozważania o cielesnej postaci tego, co zostało napisane.

W zależności od tego, w co się ją ubierze, jak się ją ułoży, zauważa się różne rzeczy, korzysta się z odmiennych sposobów opisu. Obróbka tekstu na ekranie monitora jest o wiele bardziej dynamiczna, można wtedy przesuwać całe sceny, w następnej chwili usuwać, by potem znowu jest wstawić.
Ale: To, że w tej scenie właściwie powinna być jesień, a nie wiosna, przychodzi mi do głowy jednak raczej po przeczytaniu tego na papierze. Papier jest spokojniejszy i zmusza do dokładnego czytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz